sobota, 21 grudzień 2024

o prawda Samsung wyprodukował już kompakty z superzoomami, ale są one (WB500 i WB550) typowymi „kieszonkowcami” z bardzo rozwiniętym szerokim kątem widzenia, ale trochę zaniedbanym zakresem tele. Teraz więc przyszła kolej na konstrukcję, w której mniej uwagi poświęcono miniaturyzacji, a znacznie więcej długim ogniskowym.

1_080

Gdy Samsung zaprezentował swego WB5000, byłem z początku przekonany, że jest to kopia pokazanego kilka miesięcy wcześniej pentaksowskiego X70. Oba aparaty wyglądają bowiem bardzo podobnie, a wiedząc o bliskiej współpracy obu koncernów i obecności w ich ofercie „bliźniaków”, wcale nie zdziwiłem się takiemu postępowaniu. …

Samsung WB5000 - test

Co prawda Samsung wyprodukował już kompakty z superzoomami, ale są one (WB500 i WB550) typowymi „kieszonkowcami” z bardzo rozwiniętym szerokim kątem widzenia, ale trochę zaniedbanym zakresem tele. Teraz więc przyszła kolej na konstrukcję, w której mniej uwagi poświęcono miniaturyzacji, a znacznie więcej długim ogniskowym.

Gdy Samsung zaprezentował swego WB5000, byłem z początku przekonany, że jest to kopia pokazanego kilka miesięcy wcześniej pentaksowskiego X70. Oba aparaty wyglądają bowiem bardzo podobnie, a wiedząc o bliskiej współpracy obu koncernów i obecności w ich ofercie „bliźniaków”, wcale nie zdziwiłem się takiemu postępowaniu. Jednak dokładniejsze przyjrzenie się parametrom Samsunga uświadomiło mi, że wspólna z Pentaxem jest jedynie koncepcja aparatu oraz obiektyw, natomiast reszta wygląda inaczej.

Pierwsze wrażenia

Te są bez wątpienia bardzo pozytywne. Przyznam, że przez pierwsze godziny kontaktu z tym aparatem, zanim jeszcze wziąłem się za fotografowanie, byłem mile zaskoczony. Trochę niepokoił mnie jedynie malutki akumulator, podobny do tego z Pentaxa X70, który tam zazwyczaj nie wytrzymywał nawet stu pstryknięć. Aparat ma niewielki, cienki korpus z wystającym dużym tubusem obiektywu. Jednak całość, dzięki całkiem sporemu uchwytowi oraz mocno zaznaczonemu garbowi z fleszem i wizjerem wygląda proporcjonalnie. Lekko profilowany uchwyt dobrze stabilizuje Samsunga, zwłaszcza gdy dodatkowo lewą ręką podtrzymujemy obiektyw. Wtedy aż korci by fotografować „po lustrzankowemu”, czyli kadrować z użyciem elektronicznego wizjera, a nie ekranu. Jednak – tradycyjnie – obraz w wizjerze nie zachwyca. Ma niedużą powierzchnię, niezbyt dużą rozdzielczość i prezentuje trochę zbyt mocne kolory oraz za wysoki kontrast. Czyli wszystko tak, jak i w innych podobnych cyfrówkach. Za to tylny ekran nie daje aż tylu podstaw do zarzutów. Ma proporcje boków 4:3 i przekątną 3 cale, a widać że u następcy zmieści się 3,5-calowy. Rozdzielczość poniżej średniej, zaledwie 230 000 pikseli, ale w przypadku tego aparatu jakoś mi to nie przeszkadzało. Za duży plus należy uznać wysokiej jakości obraz przy słabym oświetleniu; przeskok na „tryb słabe światło”, czyli zmniejszenie częstości odświeżania i wzrost ziarnistości pojawia się tylko w naprawdę złych warunkach. Obsługa aparatu nie nastręcza większych trudności. Tylna ścianka obfituje w przyciski, ale jakoś nie myliły mi się one.
Na górze Samsunga WB5000 znajdziemy klasyczne pokrętło trybów rejestracji, wśród których ogromną część stanowią automatyki ekspozycji. Poza nimi jest tu tylko tryb filmowania, co świadczy o wyraźnie fotograficznym, a nie gadżeciarskim przeznaczeniu tego aparatu.

Wśród trybów automatyk naświetlania widzimy obowiązkowe dla kompaktów programy tematyczne, ale tych jest tylko kilkanaście, w tym dwa ważniejsze wydzielone poza pozycję SCN. Wśród nich właściwie brak oryginalnych, „autorskich” pomysłów, poza jednym, znanym już z innych Samsungów. Jest to program, w którym wykonujemy zdjęcie zaplanowanego kadru, z którego półprzezroczysta „ramka” pojawia się na ekranie podczas przygotowań do następnego ujęcia. Teraz możemy wręczyć aparat innej osobie i ustawić się na założonym tle. I nie musimy nic tłumaczyć fotografującemu, wystarczy by zgrał on ramkę z widzianym planem.

Bardzo dobrym pomysłem wydawał mi się obrotowy klawisz nawigacyjny, ale moja opinia o nim ewoluowała w czasie testu. Z początku byłem przekonany, że „lustrzankowe” tylne pokrętło znane mi z Pentaxa X70 jest wygodniejsze, później uznałem wyższość rozwiązania z Samsunga. Bo niby dla obsługi tego obrotowego pierścienia trzeba zmienić położenie dłoni na aparacie, lecz znajduje się on znacznie bliżej klawiszy menu głównego i podręcznego (Fn), a poza tym za jego pomocą można jednym, szybkim ruchem palca dokonać znacznej zmiany wartości jakiegoś parametru. Jednak po zdjęciach plenerowych, w większości wykonywanych w automatyce czasu A, kląłem ten pierścień w żywy kamień. Nigdy bowiem nie byłem do końca pewien, czy ruchem lewo-prawo wejdę w tryby flesza / samowyzwalacza, czy też przełączę automatyki S<-->A. Często to przełączenie następowało omyłkowo, a ja kręcąc pierścieniem zmieniałem czas w trybie S zamiast przysłonę w A. Według mnie jest to więc niewypał. A wystarczyło rozdzielić na górnym pokrętle automatyki S i A, a problem by znikł. Reszta elementów sterujących nie daje podstaw do zarzutu. Przyciski wydają się mocno upchnięte na tylnej ściance, ale podczas fotografowania wcale mi to nie przeszkadzało, nawet gdy miałem założone rękawiczki. Chętnie widziałbym tu jednak klawisz, do którego można by przyporządkować wybraną funkcję.


Na tym zdjęciu widzimy kilka pozytywnych cech Samsunga WB5000. Pierwsza to wystarczająco duży i wygodny uchwyt. Druga, to obecność kompletu zaawansowanych automatyk P A S M; szkoda tylko, że automatyki czasu i przysłony połączono w jednej pozycji. Trzecia to dwa mikrofony zapewniające rejestrację wraz z filmem dźwięku stereo – tego nie ma Pentax X70. Z minusów wymieniłbym niezbyt wygodną dźwigienkę zooma, która nie ułatwia trafienia w pozycję „wolny bieg”. Efektem jest trudność dokonania drobnych korekt kąta widzenia obiektywu.

Znacznie ważniejsza jest jednak obecność kompletu klasycznych automatyk P A S M. Trochę szkoda, że pod względem sterowania połączono automatykę czasu A z automatyką przysłony S. Przełączanie pomiędzy nimi odbywa się za pomocą lewego i prawego segmentu klawisza nawigacyjnego, co oznacza, że zamiast zmiany A<-->S może nam się zdarzyć pomyłkowe wejście w tryby błysku czy samowyzwalacza, albo odwrotnie.
Jak już wspominałem, WB5000 dysponuje przyśpieszającym obsługę podręcznym menu, z którego objętością konstruktorzy trochę jednak przesadzili. Nie chodzi nawet o to, że zawiera ono aż 11 pozycji, ale o fakt niemieszczenia się ich na jednym ekranie.
Matryca CCD liczy 12 milionów pikseli, a jej natywną czułością jest ISO 64 (w Pentaksie ISO 50). Zakres czułości „akceptowalnych przez dział konstrukcyjny Samsunga” kończy się na ISO 400, bo taka jest granica działania ISO Auto i do tej tylko czułości działa zapis w RAWach. Tak! w RAWach – tego się po WB5000 nie spodziewałem. Przy tym możemy zapisać parę RAW + JPEG, ten drugi plik w maksymalnej rozdzielczości i dowolnej z trzech kompresji. Do tego wszystkiego RAWy mają nie jakiś oryginalny, własny format, a znormalizowany DNG. Dzięki temu można je otwierać i obrabiać w bardzo wielu edytorach i przeglądarkach. Zakończę jeszcze kwestię dostępnych czułości: zgodnie z żądaniami marketingowców dorzucono ISO 800 i ISO 1600 działające przy pełnej rozdzielczości przetwornika oraz ISO 3200 (maks. 5 MP) i ISO 6400 (maks. 3 MP). Na marginesie: brak możliwości regulacji intensywności odszumiania powoduje, że nie mamy wyboru i musimy działać w oparciu o ustawienie fabryczne – mam nadzieję sensowne. Zobaczymy...
Funkcja balansu bieli poza spodziewanymi ustawieniami predefiniowanymi (5 pozycji), Auto oraz według wzorca, ma też miły dodatek w postaci doboru według ręcznie ustawianej temperatury barwowej. Do tego dochodzi korekcja bieli na dwóch osiach. Z funkcji typowo cyfrowych napotkamy dwustopniowy tryb ratowania szczegółów w światłach (ograniczaniem ekspozycji) i cieniach (korygowaniem kształtu krzywej naświetlania), a więc działający dość tradycyjnymi metodami. WB5000 dysponuje dziewięcioma dość typowymi trybami barw plus rzadziej spotykanym pozwalającym wprowadzać korektę / dominantę suwakami RGB. Uzupełnieniem są 5-stopniowe regulacje nasycenia kolorów, kontrastu i stopnia wyostrzenia obrazu. Jak to w Samsungu, mocno rozbudowano funkcje związane z detekcją twarzy. Funkcja podstawowa, czyli samo wykrywanie nie należy do skutecznych, poddając się już przy półprofilu. Rozpoznawanie zapisanych twarzy działa oczywiście tylko en face, także bez szczególnych osiągnięć. Za to wykrywanie w kadrze uśmiechu (skutkujące wyzwoleniem migawki bez dotykania jej spustu) jest o niebo skuteczniejsze – aż do przesady. Reaguje bowiem nie tylko na szerokie i lekkie uśmiechy, ale też na każde wyszczerzenie zębów, nawet gdy szczerzącemu daleko do śmiechu. Z tym, że już pomysłowa funkcja wykrywająca na wykonanym zdjęciu zamknięte oczy i natychmiast powtarzająca ujęcie nie grzeszy skutecznością (wykonywał może w 10% wymagających tego sytuacji). To trochę dziwne, bo wyniki działania tego systemu w Samsungu WB500 były wyraźnie lepsze.
Dość wysokie standardy trzyma tryb filmowania. Samsung WB5000 może się pochwalić rejestracją filmów HD (1280 x 720), z dźwiękiem stereo, przy 30 klatkach/s. Do tego dochodzi VGA oraz 320 x 240 pikseli – tu możemy korzystać nawet z 60 klatek/s.
Funkcje tradycyjne, to poza wymienionymi już automatykami naświetlania:
• trzy tryby pomiaru światła (matrycowy, uśredniający centralnie ważony i punktowy związany z polem AF),
• trzyklatkowy autobraketing z krokiem 1/3-1 EV, przy włączaniu pozwalający jednocześnie ustawić korekcję ekspozycji,
• korekcja ekspozycji i energii błysku ±2 EV,
• zdjęcia seryjne: 1 klatka/s (wolno!), a przy zmniejszonej rozdzielczości 5,5 klatki/s (maks. 3 MP) albo 11 klatek/s (VGA),
• autofokus w zasadzie tylko „pojedynczy”, czyli do zdjęć obiektów statycznych; pracujemy albo centralnym polem AF, albo aktywne pole wybierane jest ręcznie bądź automatycznie spośród 9 zajmujących zaledwie ok. 10% powierzchni kadru, albo wskazujemy żądany obiekt, a aparat śledzi go (ruchy w kadrze oraz do / od aparatu),
• poza podstawowym trybem ustawiania ostrości, jest też makro i supermakro oraz ogniskowanie ręczne wspomagane cyfrowym powiększeniem środka kadru,
• komplet ważniejszych trybów wbudowanego flesza, bez synchronizacji z końcem ekspozycji, ale ze Slow Sync oraz podwójną redukcją efektu czerwonych oczu (przedbłyskiem i cyfrowo); tę drugą możemy wykorzystać także podczas edycji zdjęcia.
Trzeba wreszcie wspomnieć o obiektywie. Jest to 24-krotny zoom, odpowiadający zakresem małoobrazkowemu 26-624 mm. Jasność zmienia się od f/2,8 przy najkrótszej ogniskowej do f/5 przy najdłuższej, a więc bardzo typowo. Zmiana ogniskowej może odbywać się bardzo szybko, większy problem (zwłaszcza na początku fotografowania tym aparatem) można mieć z precyzyjnym doborem kąta widzenia. Stabilizacja obrazu nazywana jest w WB5000 „optyczną”, ale to chyba zmyłka Samsunga. Podejrzewam tak dlatego, że w – bliźniaczym po względem użytej optyki – Pentaksie X70 mamy stabilizację „mechaniczną”, czyli opierającą się na balansowaniu poruszeń aparatu wymuszonymi ruchami matrycy CCD. Byłoby bardzo dziwne, gdyby Samsung zdecydował się zmieniać konstrukcję obiektywu, wbudowując weń optyczny moduł stabilizujący obraz. Po drugie, taka niezgodność z powszechnie przyjętym (choć nie do końca logicznym) nazewnictwem już się Samsungowi zdarzała. Drugim, obecnym w WB5000 systemem redukcji rozmazań jest powszechnie pogardzana stabilizacja elektroniczna. Tradycyjnie kojarzy się ona ze skracaniem ekspozycji poprzez użycie wysokich czułości, a więc niczym dobrym. Tu jednak Samsung zastosował swoje firmowe, wyrafinowane rozwiązanie, czyli podwójną ekspozycję. Pierwsza, wykonana przy niskiej czułości rejestruje prawidłowo jasność i barwy, a druga (czułość mocno podwyższona) wyłącznie ostre, nieporuszone kontury. Odpowiednie połączenie obu obrazów daje nieporuszone i niezaszumione zdjęcie z dobrze oddanymi kolorami. Ważne jest też, że obu tych systemów możemy używać oddzielnie albo razem. Tyle o potencjale Samsunga WB5000.

A jak on naprawdę działa?

Zacznę od obiektywu, bo to w końcu chyba najważniejszy element tego aparatu. Rozdzielczość tworzonego przezeń obrazu powinna być identyczna jak ta w Pentaksie X70, ale niestety do sprawy wtrąciła się matryca rejestrująca obraz. Nie widać tego przy najkrótszych ogniskowych, gdzie WB5000 osiąga 1900 lph (linii na wysokości kadru), czyli tyle samo co X70. Przy wydłużaniu zooma pionowa rozdzielczość obrazu spada powoli i przy najdłuższej ogniskowej nadal mamy aż 1800 lph. Ale niestety w poziomie matryca jest w stanie wygenerować wtedy jedynie 1400 lph. Tym wynikiem nijak się już chwalić. Dobrze chociaż, że kontrast obrazu pozostaje wysoki w całym zakresie ogniskowych, a różnica rozdzielczości pomiędzy centrum kadru a narożami nie przekracza 200 lph, a i to tylko przy najkrótszej ogniskowej. Do tego takie wyniki osiągamy już przy otwartej przysłonie. Z tym, że w niektórych przypadkach warto ją przymykać. Chodzi o najkrótszą ogniskową i aberrację chromatyczną pojawiającą się wtedy przy przysłonie f/2,8. Lekkie przymknięcie (do f/4) trochę koryguje aberrację, nie pogarszając jeszcze rozdzielczości. Trochę aberracji chromatycznej pojawia się przy najdłuższej ogniskowej, ale jest jej znacznie mniej niż w Pentaksie X70. Czyżby Samsung wbudował w WB5000 jakiś system korekcji tej wady? Jednak przymykanie nic nie pomoże na silną, 3-procentową dystorsję beczkowatą dobrze widoczną przy najkrótszej ogniskowej. Dobrze, że przy wydłużaniu zooma wada ta szybko zanika i nie przechodzi w dystorsję poduszkowatą. Jeszcze lepiej, że WB5000 dysponuje funkcją korekcji dystorsji, która działa naprawdę skutecznie, a przy tym ekspresowo, nie powodując zauważalnego wydłużenia obróbki pliku przed zapisem na kartę. Najkrótsza ogniskowa i otwarta przysłona to zazwyczaj królestwo winietowania, ale w przypadku tego akurat zooma nie mamy czym się przejmować. W praktyce nie przeszkadza ono bowiem zupełnie, a rzadko jest w ogóle zauważane. To kolejna różnica w stosunku do efektów zdjęciowych z Pentaxa. Problemy przy zdjęciach pod światło występują rzadko, a jeśli już to tylko, gdy obiektywowi przy krótkiej ogniskowej złośliwie poświecimy ostro z przodu, umieszczając przy tym źródło światła w kadrze.
Czas na opis działania przetwornika obrazu, z tym że jeden parametr – rozdzielczość obrazu – już znamy. Te 1900 lph to wynik na pewno nierewelacyjny, ale jak na 12-megapikselowy kompakt z superzoomem akceptowalny. Przy tym obraz tablicy testowej wygląda całkiem ładnie: nie za miękki, ale też bez widocznego brutalnego wyostrzania, choć z morą dość dobrze widoczną na drobniutkich szczegółach, tych już nie rejestrowanych przez matrycę. Jednak zdjęcia plenerowe ujawniają brak plastyki i „cyfrowy” charakter obrazu, gdzie więcej jest ostrości niż rozdzielczości.
Poziomem szumów Samsung zdecydowanie nie zachwyca. Zauważyć je można już przy natywnej czułości ISO 64, ale w kompakcie to jeszcze nie wada. Gorzej, że przy ISO 200 widać dobrze nie tylko cyfrowe ziarno, ale też barwne plamki szumów chrominancji. Dobrze chociaż, że obraz i ziarno są tu ostre i dość „filmowe” – to różnica na plus w stosunku do Pentaxa X70. Tego nie można już powiedzieć o efektach pojawiających się przy ISO 400, gdzie mocno zaczyna działać odszumianie, rozmazując szczegóły i wprowadzając coś jakby fakturę po maźnięciach pędzla. Natomiast ISO 800 to czułość zdecydowanie poza zakresem „czułości użytecznych” Samsunga WB5000. Widać, że konstruktorzy aparatu bardzo sensownie wyznaczyli ISO 400 jako maksimum dla ISO Auto. O wyższych czułościach nie ma co pisać, bo nic pozytywnego sobą nie przedstawiają. No, może tylko to, że zdjęcia wykonywane przy ISO 6400 nadawać się mogą do prezentacji na ekranie komputera, byle nie większe niż kilka na kilka centymetrów. Tak wyglądają szumy w studyjnym teście wykonywanym przy świetle żarowym. Wspomnę jeszcze, że matryca Samsunga prezentuje w takich warunkach cechę znaną z Pentaxa X70, czyli blade, a czasami także trochę za chłodne ciepłe kolory – oczywiście przy prawidłowej równowadze bieli. Sytuację troszkę poprawia użycie trybu żywych barw. Przy świetle dziennym z barwami nie ma już problemów, ale szumy wyglądają podobnie jak w oświetleniu żarowym. Tak więc jeśli zależy nam na możliwie wysokiej jakości, trzymajmy się czułości ISO 64-100. ISO 200 jest jak najbardziej akceptowalna do ogromnej większości zastosowań, ale używanie ISO 400 musimy już dobrze rozważyć. Przy tej czułości użytej do wykonania zdjęć oglądanych w postaci odbitek / wydruków, zmniejszona ilość szczegółów będzie przeszkadzać znacznie bardziej niż szumy.
Automatyczny balans bieli wypada typowo, wykazując wady jedynie w świetle sztucznym: żółto-zielony zafarb przy kompaktowych świetlówkach i pomarańczowy przy żarówkach. Jeszcze raz pochwalę Samsunga za obecność nie tylko trybu doboru równowagi bieli według wybranego wzorca, ale też według skali temperatury barwowej.
Autofokus, jak to w kompaktach nierychliwy, ale w tym wypadku całe szczęście sprawiedliwy. Nawet w trudnych warunkach oświetleniowych i najdłuższej ogniskowej (jasność f/5) układ AF nie poddaje się i potrafi zogniskować obiektyw. A że trwa to czasami i kilka sekund... cóż, to tylko system z detekcją kontrastu obrazu. Nieporozumieniem jest tu natomiast ciągłe ostrzenie połączenie ze śledzeniem ruchów wskazanego obiektu w kadrze. Nawet ta druga część systemu nie działa skutecznie, co jest rzadko spotykaną wadą.

1

Matrycowy pomiar światła chętnie ignoruje nawet duże jasne obszary kadru, jeśli tylko nie wchodzą w okolice jego centrum. Stąd możliwe takie jak tu przepalenia nieba.

Wspominany już podwójny system stabilizacji obrazu działa niezbyt stabilnie. Jego moduł „mechaniczny” daje nam zapas dwóch działek czasu przy niewielkich przekroczeniach „podręcznikowych” czasów ekspozycji i jednej działki przy większych. Z kolei samodzielnie działająca cyfrowa redukcja rozmazań znacząco podwyższa liczbę ujęć bardzo ostrych (rząd zysku to 2-3 działki czasu), ale zdjęcia mają bardzo sztuczny wygląd, z dobrze oddanymi kontrastowymi szczegółami i mydlaną resztą. Nie bardzo mi się ten efekt podoba, ale przyznam, że gdy niezbyt mocno powiększamy zdjęcia, to wyglądają one bardzo przyzwoicie. Natomiast niespodziewanie dla mnie, połączone siły obu redukcji nie dawały wyników wyraźnie lepszych niż sama redukcja mechaniczna. Takie wyniki działania stabilizacji uzyskałem przy fotografowaniu z użyciem wizjera. Gdybym korzystał z ekranu i trzymał aparat „na zombie”, rezultaty niemal na pewno byłyby gorsze.

2

4

Pełne kadry pokazują zakres kątów widzenia zooma, odpowiednika małoobrazkowego 26-624 mm. Wycinek z ujęcia szerokokątnego uwidacznia mocno „cyfrowy” charakter bardzo wyostrzonego obrazu. Z kolei na fragmencie zdjęcia wykonanego najdłuższą ogniskową widzimy stosunkowo niewiele aberracji chromatycznej, choć obraz jest dość miękki.

Samsung WB5000 przy zapisie plików zdjęciowych nie jest sprinterem. Całe szczęście, że problemy z tego wynikające widać wyraźnie tylko, gdy fotografujemy w RAWach lub seriami. Wtedy możemy napotkać 5-10 sekundowe okresy pełnej blokady aparatu.
I jeszcze kwestia niedużego akumulatora, która od początku testu mnie niepokoiła. Według standardów CIPA świeżo naładowany akumulator powinien pozwolić na wykonanie 180 ujęć, ale nie udaje mu się to. No, może przy fotografowaniu seriami lub po obniżeniu rozdzielczości zdjęć, wynik ten można uzyskać. Jednak przy zapisie 12-megapikselowych, słabo kompresowanych JPEGów, a zwłaszcza gdy towarzyszą im RAWy, na więcej niż 100-120 ujęć nie mamy co liczyć. Podczas wykonywania przeze mnie zdjęć plenerowych panowała temperatura -15 °C, a Samsungowi udało się wykonać ponad 60 takich zdjęć. To i tak niezłe osiągnięcie. Dodam tu jeszcze, że standardowo akumulator ładowany jest w aparacie, a przewód do niego podłączony, z drugiej strony kończy się „komputerowym” wtykiem USB. Możemy więc ładować go z komputera albo ładowarką sieciową – ta oczywiście ma wyjście w formie gniazda USB.

6

Funkcja rozszerzania dynamiki może pracować w jednym z dwóch poziomów intensywności (plus wyłączenie), ale jej działanie w praktyce ogranicza się do wyciągania szczegółów z cieni. Bez jej użycia wykonałem pierwsze zdjęcie, na którym widać wyraźnie za ciemnie cienie. Drugie prezentuje działanie pierwszego stopnia rozjaśniania cieni i widać znaczną poprawę sytuacji. Trzecie zdjęcie daje jeszcze lepsze rezultaty w cieniach, chociaż w tych najgłębszych efektów działania nie widać. Przy tym zauważamy niepotrzebne rozjaśnianie nawet jasnych fragmentów oraz wyraźny spadek nasycenia kolorów. To powoduje, że lepiej nie wychodzić poza pierwszy poziom działania tej funkcji.

Duch wprawdzie ochoczy...

Samsungowi WB5000 potencjału nie brakuje, a obecnością wielu funkcji i trybów działania bardzo miło mnie zaskoczył. Problem w tym, że w kilku aspektach, niektórych bardzo ważnych, aparat nie sprawuje się dobrze. Nie chodzi mi nawet o zbyt małą pojemność źródła zasilania, dość powolny zapis zdjęć, czy nie zawsze skuteczne gadżety. Problemem jest przetwornik obrazu, który zbyt mocno szumi, a w niektórych sytuacjach uniemożliwia obiektywowi wykorzystanie jego możliwości. Wiele z niezbyt dobrze działających funkcji można jakoś poskromić, albo ich nie używać, ale z matrycą CCD niestety tak nie da rady. Wyjściem może być nie wykorzystywanie pełnej rozdzielczości aparatu, co przy 12 mln pikseli nie jest takie trudne. Z tym, że to mało eleganckie rozwiązanie...

Roman Zabawa


Aparat udostępniła do testu firma Samsung Polska.

7

11

Zdjęcia plenerowe przy dziennym oświetleniu prezentują poziom szumów może ciut niższy niż przy świetle żarowym, ale różnica na plus nie jest zbyt duża. Z pewnością lepiej wygląda sytuacja przy ISO 200. Na wycinkach możemy też zobaczyć w jaki sposób wzrost czułości zmniejsza liczbę drobnych szczegółów. Pełnię możliwości w tym względzie WB5000 zachowuje wyłącznie przy ISO 64 i ISO 100.


Samsung WB5000

funkcje zdjęciowe 8/10
jakość zdjęć 6/10
ergonomia 8/10
możliwości/cena 7/10
ocena Digital Vision: dobry ****

zalety:

szeroki zakres ogniskowych
zooma
wygodna obsługa
zapis zdjęć RAW oraz RAW+JPEG
niezła jakość obiektywu
sprawny autofokus
dobrze dobrany, dość obszerny zestaw funkcji

wady:

zbyt wysokie szumy
mała pojemność akumulatora
matryca uniemożliwia wykorzystanie
rozdzielczości obiektywu