Menu wortalu
Fujinon XF 50-140 mm f/2.8 R LM OIS WR - nowy teleobiektyw FujiFilm
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Obiektywy
- Odsłony: 10215
Firma FUJIFILM poinformowała, że pod koniec listopada 2014 r. pojawi się nowy, wysokowydajny i odporny na warunki pogodowe teleobiektyw z serii X z zoomem, stałą przysłoną f/2.8, zaawansowaną stabilizacją obrazu i pierwszym na świecie potrójnym silnikiem liniowym - FUJINON XF 50-140 mm f/2.8 R LM OIS WR.
Obiektyw jest o długości ogniskowej będącej odpowiednikiem 76-213 mm1 i o stałej przysłonie f/2.8 w całym zakresie wartości. Optyka obiektywu składa się z 23 szklanych elementów w 16 grupach, w tym z pięciu soczewek ED i jednej soczewki Super ED o dyspersji niemal tak niskiej, jak w przypadku soczewek fluorytowych, co skutkuje znacznym ograniczeniem występowania aberracji chromatycznych. Ponadto dzięki nowej powłoce Nano-GI (Gradient Index) ta wysokowydajna optyka zapewnia rezultaty, jakich można się spodziewać po flagowym teleobiektywie XF z zoomem.
Obudowa obiektywu zachowuje stałą długość w całym zakresie przybliżenia, a dzięki odpornemu na warunki pogodowe i kurz wykończeniu działa nawet w temperaturze -10 ºC. Wydajny czujnik żyroskopowy, unikalny algorytm stabilizacji obrazu oraz jasna przysłona f/2.8 pozwalają na robienie zdjęć z ręki w bardziej zróżnicowanych warunkach. Komfort fotografowania zwiększa także pierwszy na świecie potrójny silnik liniowy, gwarantujący szybkie i ciche działanie autofokusa.
Główne zalety
(1) Optyka zapewniająca najwyższą jakość obrazu w kategorii teleobiektywów z zoomem
Aby uzyskać najlepszą jakość obrazu w tej klasie, ten luksusowy teleobiektyw z zoomem wyposażono w optykę złożoną z 23 szklanych elementów w 16 grupach, w tym z pięciu soczewek ED i jednej soczewki Super ED o charakterystyce porównywalnej z soczewkami fluorytowymi. Pozwoliło to maksymalnie ograniczyć aberracje chromatyczne, a także poprawić zdolność rozdzielczą.
Soczewki zostały pokryte unikalną powłoką Fujifilm HT-EBC (High Transmittance Electron Beam Coating) na całej powierzchni, aby zminimalizować występowanie tzw. duszków i efektu flary oraz zwiększyć ostrość i wyrazistość zdjęć. Ponadto zastosowanie nowo opracowanej powłoki Nano-GI, która zmienia współczynnik załamania światła między szkłem a powietrzem, pozwoliło ograniczyć wspomniane duszki i efekt flary w przypadku światła padającego ukośnie.
Podobnie jak w pozostałych obiektywach XF, 7-listkowa okrągła przysłona pozwala uzyskać gładki i zaokrąglony efekt bokeh. Dzięki odpowiedniej optyce efekt bokeh wygląda atrakcyjnie zarówno z przodu, jak i z tyłu. Zastosowanie wewnętrznego mechanizmu przybliżania oznacza, że obiektyw nie zmienia długości, a więc zachowuje swoje wyważenie w całym zakresie przybliżenia.
Obiektyw zapewnia jeszcze lepsze rezultaty po podłączeniu go do korpusu aparatu z serii X3 wyposażonego w optymalizator modulacji obiektywu2. Optymalizator ten koryguje rozmycie dyfrakcyjne4, zapewniając ostrość na całej powierzchni kadru i realistyczny efekt 3D nawet przy niskim ustawieniu przysłony.
Fujinon XF 50-140 mm f/2.8 R LM OIS WR
(2) Szybki i cichy autofokus dzięki pierwszemu na świecie potrójnemu silnikowi liniowemu
O szybkie działanie autofokusa dba system wewnętrznego ogniskowania5. Ponadto zmniejszenie masy soczewki skupiającej i zamontowanie potrójnego silnika liniowego w odstępach co 120º pozwoliło dodatkowo przyspieszyć i wyciszyć pracę autofokusa.
Fujinon XF 50-140 mm f/2.8 R LM OIS WR
Dodatkowe przyspieszenie autofokusa można uzyskać, montując obiektyw w jednym z aparatów z serii X, które obsługują autofokus z detekcją fazową. Spust migawki w tych aparatach pracuje niemal bezszelestnie, co pozwala robić zdjęcia w sytuacjach, w których należy zachować ciszę. Autofokus wykorzystuje sygnał pobierany z matrycy, co umożliwia niezwykle precyzyjne ustawienie ostrości.
Minimalna odległość robocza wynosząca 1 m w całym zakresie przybliżenia oznacza, że obiektyw ten idealnie sprawdza się podczas zbliżeń.
(3) Najlepsza stabilizacja obrazu w tej klasie
Obiektyw XF 50-140 mm oferuje najlepszą stabilizację obrazu w swojej klasie dzięki wydajnemu czujnikowi żyroskopowemu i unikalnemu algorytmowi niwelującemu zniekształcenia wynikające ze zmian temperatury. Wspólnie z jasną przysłoną f/2.8 usprawnienia te pozwalają wykonywać zdjęcia z ręki w sytuacjach, w których dotychczas nie było to możliwe dla teleobiektywów z zoomem.
Fujinon XF 50-140 mm f/2.8 R LM OIS WR
(4) Odporność na warunki pogodowe, kurz i mróz do -10 ºC
Dzięki uszczelnieniom w każdej części obudowy obiektyw jest odporny na warunki pogodowe, kurz i mróz do -10 ºC, przez co idealnie nadaje się do aparatu X-T1, który cechuje taka sama odporność.
(5) Wysoka jakość konstrukcji i wygodna obsługa
Pierścienie ustawiania ostrości i przysłony są wykonane z metalu, podobnie jak elegancko wykończona zewnętrzna obudowa obiektywu. Korzystając z wieloletnich doświadczeń oraz fachowej wiedzy uzyskanej podczas produkcji najwyższej klasy profesjonalnych obiektywów do kamer i systemu CinemaScope, teksturę i obrót pierścieni dobrano tak, aby zapewnić fotografowi wygodną obsługę nawet podczas precyzyjnego, ręcznego ustawiania ostrości. Bagnet obiektywu wykonano z mosiądzu, aby zwiększyć jego wytrzymałość.
Po zamontowaniu obiektywu w aparacie całość waży o ok. 40% mniej niż standardowy zestaw tego typu6, co oznacza znacznie mniejsze obciążenie dla fotografa.
Dzięki funkcji AF+MF ręczne ustawianie ostrości odbywa się w płynny sposób. Naciśnięcie spustu migawki aktywuje automatyczne ogniskowanie na obiekcie, które można doprecyzować przy użyciu pierścienia ręcznego ustawiania ostrości.7
1. Odpowiednik formatu 35 mm.
2. Opracowana przez firmę Fujifilm funkcja przetwarzania obrazu polegająca na korekcji efektów optycznych, takich jak rozmycie dyfrakcyjne, w oparciu o charakterystykę optyczną danego obiektywu.
3. Dotyczy modeli FUJIFILM X-T1 i FUJIFILM X-E2, dane z sierpnia 2014 r.
4. Zjawisko zachodzące podczas fotografowania z wąską przysłoną polegające na tym, że mimo ustawienia wysokiej jakości obrazu, występują na nim rozmycia.
5. Metoda ta polega na przesuwaniu mniejszych soczewek środkowych i tylnych bez przesuwania większych soczewek umieszczonych z przodu obiektywu.
6. Badania przeprowadzone przez Fujifilm.
7. Funkcja umożliwiająca płynne, ręczne ustawianie ostrości poprzez przekręcanie pierścienia ustawiania ostrości w czasie, gdy spust migawki jest wciśnięty do połowy w trybie blokady autofokusa. Funkcja wymaga zaktualizowania oprogramowania firmware aparatu. (Dotyczy modeli: X-Pro1, X-E1, X-E2 oraz X-T1).
Samyang 12 mm f/2.8 ED AS NCS Fish-eye - rybie oko do pełnej klatki
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Obiektywy
- Odsłony: 11760
Firma Samyang poinformowała, że jesienią tego roku do sprzedaży trafi nowy pełnoklatkowy, diagonalny obiektyw typu „rybie oko” - model 12 mm f/2.8 ED AS NCS Fish-eye. Zbudowany z 12 soczewek, z których trzy są niskodyspersyjne, a dwie asferyczne, oferuje pole obrazowe formatu 24 x 36 mm oraz kąt widzenia wynoszący 180 stopni. Obiektyw, w zależności od mocowania, waży nieco powyżej 0,5 kg, ostrzy od 20 cm. Dostępny będzie na mocowaniach: Canon EOS i M, Nikon, Pentax, Sony Alpha i E, Samsung NX, Fujifilm X, 4/3 i Micro 4/3. W połączeniu z aparatami z matrycami APS-C pole widzenia ze 180 stopni, zmniejsza się do około 120 stopni, na matrycy 4/3 jest już tylko 97 stopni. Producent na razie nie podaje kiedy i za ile nowy obiektyw będzie w sprzedaży. Nowy model ma stanowić naturalne uzupełnienie portfolio koreańskiego producenta o najszerszy obiektyw formatu 35 mm. Oficjalna premiera obiektywu odbędzie się 16 września 2014 podczas targów Photokina w Kolonii.
Zaprezentowany Samyang 12 mm 1:2.8 ED AS NCS Fish-eye to jasny, superszerokokątny obiektyw typu „rybie oko” zaprojektowany z myślą o użytkownikach aparatów pełnoklatkowych, oferujący pole obrazowe formatu 24 x 36 mm oraz kąt widzenia wynoszący 180 stopni. Jest jednym z najbardziej zaawansowanych optycznie obiektywów „rybie oko” dostępnych na rynku. Na jego skomplikowaną budowę optyczną składa się aż 12 soczewek umieszczonych w 8 grupach. Wśród nich znajdują się trzy z niskodyspersyjnego szkła ED oraz dwie asferyczne, zapewniające doskonałą szczegółowość obrazu i ograniczone do minimum zjawisko aberracji chromatycznej. Samyang 12 mm 1:2.8 ED AS NCS Fish-eye jest trzecim obiektywem tej marki (obok 10 mm f/2.8 i 12 mm f/2.0) w którym wraz z powłokami UMC zastosowano znaną z wysokiej skuteczności nanokrystaliczną powłokę antyrefleksyjną NCS. Dzięki nim oraz dużej światłosile f/2.8 obiektyw sprawdzi się w rozmaitych warunkach oświetleniowych, cechując się bardzo dobrą ostrością, wysokim kontrastem oraz naturalnym odwzorowaniem barw już od pełnego otworu przysłony.
Premiera Samyanga 12 mm 1:2.8 ED AS NCS Fish-eye to spełnienie oczekiwań zawodowych fotografów i filmowców, których zapotrzebowanie na tego typu obiektyw rozbudzone zostało wraz z premierami modeli 8 mm i 7.5 mm uchodzących za jedne z najlepszych obiektywów „rybie oko” na rynku.
Przedprodukcyjny egzemplarz nowego obiektywu będzie można obejrzeć na stoisku marki Samyang (hala 2.1, A-025) podczas zbliżających się targów Photokina 2014 w Kolonii. Do dyspozycji odwiedzających będą również zaprezentowane niedawno obiektywy Samyang 50 mm 1:4 AS UMC oraz Samyang V-DSLR 50 mm T1.5 AS UMC, które będzie można osobiście przetestować.
Zeiss Otus 85 mm f/1.4. Najwyższy standard optyki?
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Obiektywy
- Odsłony: 11393
Firma Zeiss wprowadza na rynek nowy obiektyw Otus 85 mm f/1.4 przeznaczony jest dla fotografów ceniących bezkompromisowość. Dopracowany pod względem mechanicznym i optycznym, ma gwarantować niezwykłą płynność i precyzję obsługi i najwyższej klasy ostrość od pełnego otworu względnego. Na budowę obiektywu składa się 11 elementów optycznych ułożonych w 9 grupach, z czego jedna z soczewek jest asferyczna, a sześć innych wykonanych ze szkła optycznego niwelującego aberracje. Obiektyw oferuje nieco ponad 28-stopniowe pole widzenia i ostrzy od 80 cm. Przysłona pracuje w zakresie f/1.4 - f/16. W zależności od wersji obiektyw waży odpowiednio 1140 g (wersja dla Nikona) i 1200 g (wersja dla Canona). Oczywiście trzeba wspomnieć, że nowy Otus wykonany jest z metalu. Zeiss Otus 55 mm f/1,4 ma kosztować 3360 euro bez vatu.
Test portretówek: AF-S Nikkor 85 mm f/1,4G kontra Sigma AF 85 mm f/1,4 EX DG HSM
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Obiektywy
- Odsłony: 13107
„Osiemdziesiąt pięć milimetrów jeden cztery” to do portretu klasyczna klasyka. Najodpowiedniejsza ogniskowa, duży otwór względny dający znikomą głębię ostrości, wysoka jakość obrazu. Bez takiego obiektywu nie ma co w ogóle startować do zdjęć ludzi – tak w każdym razie mówi miejska legenda.
Legenda legendą…
…ale prawdy jest w niej całkiem sporo. Po pierwsze dotyczy to wysokiej klasy optyki. Stałki 85 mm to niemal zawsze jakościowe pewniaki, podobnie jak setki makro albo „trzysetki” f/2,8. Takie portretówki łatwo porządnie zaprojektować i wyprodukować, zarówno jako jasne f/1,2 albo f/1,4, jak też tańsze f/1,8 czy f/2. Z przydatnością ogniskowej 85 mm do portretów sprawa nie jest już taka prosta. Pewien mój kolega, który na co dzień fotografuje ludzi (głównie na potrzeby prasy), uważa, że do takich zdjęć nie ma zbyt długiej ogniskowej, a jedynie… studio może być za małe. Coś w tym jest, bo zupełna likwidacja przerysowań uzyskiwana na małym obrazku ogniskowymi 150 mm albo 200 mm, nie mówiąc już o 300 mm, często daje bardzo dobre efekty. Ale na korzyść 85 mm, czyli zasadniczo najkrótszej typowo portretowej ogniskowej, przemawia fakt, że fotografując takim obiektywem ludzi – czy to obejmując ciasny portret, czy też całą sylwetkę – jesteśmy z nimi w bliskim kontakcie. Dobrze widzimy swoje twarze, łatwo nam rozmawiać, łatwo kierować pozującą osobą. Nasz jeden krok w bok znacząco zmienia spojrzenie na modela/modelkę i tło, podczas gdy z „dwusetką” musielibyśmy zrobić ich co najmniej kilka. No i na modela musimy wtedy pokrzykiwać z kilku lub kilkunastu metrów, co nie jest najlepszym pomysłem na komunikację.
Sigma dysponuje trochę dłuższą, profilowaną osłoną przeciwsłoneczną. Przełącznik AF↔MF tradycyjnie jest toporny i kanciasty. Może trochę mnie to raziło, ale wygoda obsługiwania go w grubych rękawiczkach jest nie do przecenienia.
Ale już trzecia kwestia, czyli smakowita symboliczna głębia ostrości przy f/1,4 i obowiązek korzystania z niej w każdym „poważnym” portrecie to sprawa znacznie bardziej kontrowersyjna. Zauważyłem, że ostatnio przykłada się do tego dużo większą wagę niż dekadę temu. Podejrzewam, że ma to związek z migracją wielu fotografujących z cyfrowych kompaktów na lustrzanki i czasami zachłystujących się tą zmianą. Bo skoro lustrzanki są aparatami lepszymi od kompaktów (a niewątpliwie są), to każda cecha różniąca lustrzankę od kompakta musi oznaczać jej przewagę. Stąd proporcja boków kadru 3:2 jest z zasady uważana za lepszą od 4:3, a mniejsza głębia ostrości zawsze jest lepsza od większej. Dochodzi do tego, że niektórzy uważają za wstyd robienie portretów obiektywem f/2,8, czy nawet f/2. Więc co, nie warto się szarpać i wydawać dobrych kilku tysięcy złotych na 85 mm f/1,4? To nie taka prosta sprawa, bo są portrety i portrety.
Osłona Nikkora to prosty tubus, a wyłącznik napędu autofokusa płaski i elegancki. Dopóki jednak nie fotografujemy w zimowych rękawicach, da się go wygodnie używać.
Pierścień ostrości mógłby się obracać z nieco mniejszym oporem, ale i tak obsługiwało mi się go wygodniej niż ten w Nikkorze. Skala odległości ma nieskończoność po prawej stronie, czyli odwrotnie
niż Nikkory. Może to powodować dyskomfort ręcznego ustawiania ostrości, jeśli pracować będziemy na zmianę Sigmą i optyką firmową.
Wyraziste, stylizowane N świadczy o obecności nanokrystalicznych powłok antyodblaskowych. Pierścieniem ręcznego ogniskowania kręciło mi się trochę za lekko, lecz dobrze, że nie czułem plastikowego „szurania” charakterystycznego dla wielu, nawet wcale nie tanich Nikkorów.
Nikkor został zaprojektowany bez żadnych optycznych fajerwerków, natomiast w Sigmę wbudowano dwa wyrafinowane „szkiełka”.
Klasyczny, ciasny portret, obejmujący samą głowę albo popiersie, wcale nie wymaga dużego otworu względnego. Jasne, że portret 3/4 z głębią ostrości obejmującą tylko jedno oko, gdy już drugie, nos, a nawet brew toną w nieostrościach, prezentuje się bardzo efektownie. Ale podobne zdjęcie wykonane zgodnie z zasadami powinno zawierać w strefie ostrości co najmniej oboje oczu, a i nos przydałoby się tam zmieścić. W takim wypadku przymknięcie do f/4 należy uznać za minimalne, a jeśli ostrość ustawiamy na bliższym oku, to nawet f/5,6 nie gwarantuje nam sukcesu, a dopiero f/8. Przy portretach en face, owszem, oboje oczu mamy w płaszczyźnie równoległej do matrycy, więc możemy pokusić się o pracę z papierową głębią. Ale tu czyhają na nas zasadzki wynikające z trudności trafieniem ostrością dokładnie w oczy. Problemów nakłada się kilka. Pierwszym jest samo zogniskowanie obiektywu. Ręczne jest chyba pewniejsze, gdyż bywa, że autofokus sprawia nam psikusy. Pole ostrości może objąć nie tylko oko, ale też rzęsy (a może i brew), więc ostrość może zostać ustawiona za blisko. Poza tym rzeczywista pozycja pola ostrości wcale nie musi pokrywać się z oznaczeniem na matówce (położenie, wielkość). Jeśli do tego dołożymy możliwość wystąpienia front focusa albo back focusa, to okazuje się, że gdy praktycznie nie mamy marginesu bezpieczeństwa zapewnianego przez głębię ostrości, to prawidłowe zogniskowanie obiektywu do łatwych nie należy. Ale to jeszcze nie koniec, bo pomiędzy ustawieniem ostrości a wyzwoleniem migawki może nastąpić zmiana odległości między aparatem a fotografowaną osobą. Liczy się jej poruszenie, ruch fotografa oraz drgania aparatu w jego rękach. A nie zawsze możliwe jest unieruchomienie/ usadzenie modelki i postawienie aparatu na statywie.
W sumie niezła loteria, więc wcale nie dziwi mnie fakt, że często za sukces uważa się zdjęcie, w którym w ogóle udało się trafić z ostrością. Miałem kiedyś okazję przeglądać na gorąco zdjęcia z sesji portretowej wykonanej przez dość doświadczonego entuzjastę fotografii pełnoklatkową lustrzanką z obiektywem 85 mm f/1,8 przy otwartej przysłonie. Pierwsza selekcja była prosta i szybka, gdyż polegała na usunięciu nieostrych zdjęć. Ile ich było? Ponad 80%! Dlatego przed sesją dobrze zastanówmy się, czy warto ryzykować utratę dobrych klatek z powodu chęci zachowania symbolicznej głębi ostrości. Inna zupełnie sprawa to fakt, że fotografując z przysłoną przymkniętą do f/5,6, ale obiektywem f/1,4, mamy zapewnioną wysoką jasność obrazu w celowniku, a autofokus ma pracę znacznie łatwiejszą, niż gdybyśmy zdjęcia robili ciemnym zoomem.
Zupełnie inaczej wygląda to zagadnienie przy zdjęciach ludzi wykonywanych z większych odległości. Gdy bowiem kadr obejmuje postać w planie amerykańskim, to głębię obejmującą ostrością całą osobę daje już przysłona f/2,8. A gdy w poziomym kadrze mieścimy sylwetkę, to i f/1,4 w zupełności wystarcza. W takich sytuacjach, dysponując jasnym obiektywem, mamy bardzo szerokie możliwości odcinania postaci od tła, czy raczej od poszczególnych tylnych planów. Tak więc, o ile przy ciasnych portretach bardzo jasnej portretówki wcale nie uważam za konieczne wyposażenie, to przy szerszych kadrach jak najbardziej tak.
Ostrość obrazu dla szerokiego zakresu przysłon, w centrum i blisko brzegu kadru. Dobrze widać miękkość Nikkora w środku klatki dla otwartej przysłony. Wada ta niby ustępuje już przy f/2,8, ale nawet dla mocniejszych przymknięć wycinki z Sigmy jakoś bardziej mi się podobają. Oczywiście tylko z centrum klatki, bo brzegowe zdecydowanie mniej. Dla f/1,4 widać nieco niższą rozdzielczość, ale głównie ślady usuwania AC. Nieco lepiej jest dla f/2,8, ale nawet przy f/5,6 Nikkor daje trochę lepsze wyniki. Pozostawiłem naturalną jasność tych wycinków, prezentując wpływ winietowania na jasność okolic rogów kadru.
Firmowy kontra niezależny
Przyjrzyjmy się teraz testowanym obiektywom – na pierwszy rzut oka dość podobnym, ale po bliższym zaznajomieniu wykazującym sporo różnic. Oba mają całkiem plastikowe obudowy i bardzo zbliżone rozmiary – ich długości i średnice to około
8,5 cm. Sigma jest trochę cięższa, z masą nieco ponad 700 g, w porównaniu z niecałymi 600 g Nikkora. Są tak samo czarno-ponure, z ozdobą w postaci złotego paseczka z przodu obudowy. Sigma wyróżnia się na plus znacznie wyraźniejszą skalą ostrości, ale łatwo zauważyć, że w obu obiektywach skala zaczyna się od 85 cm. Nie błyszczą one więc dużymi maksymalnymi skalami odwzorowania: Nikkor potrafi dać 1:8,3, a Sigma 1:8,7. Cóż, to tylko portretówki. Przed ich czołowymi soczewkami mamy gwinty do filtrów o rozmiarze 77 mm. Inaczej wyglądają jednak osłony przeciwsłoneczne. Nikonowska to prosty tubus, a sigmowską wyprofilowano, więc mogła zostać bardziej wydłużona. Dodatkowo, w komplecie z nią otrzymujemy przedłużkę, dającą jeszcze pełniejsze zabezpieczenie przed padaniem niepożądanego światła w sytuacji, gdy fotografujemy lustrzanką niepełnoklatkową. Za to Nikkor wypada lepiej z tylnymi zabezpieczeniami ze względu na obecność przy bagnecie uszczelki zapobiegającej przenikaniu do obiektywu i aparatu pyłu i kropelek wody.
Jak już wspominałem, obudowy obu obiektywów są wykonane wyłącznie z tworzyw sztucznych, ale Nikkor daje wrażenie „plastikowości”, a materiał, którym pokryto Sigmę, jest bardziej miękki, mniej śliski i nieco przypomina gumę. Pierścienie ręcznego ostrzenia mają szerokość około 2 cm – w Sigmie nieco więcej, w Nikkorze trochę mniej i obracają się z równym, płynnym oporem. Ten nikonowski jest według mnie odrobinę za mały, ale dla odmiany w Sigmie mógłby być słabszy. Chyba to jednak ona bardziej mi pasuje. W obu konstrukcjach pierścienie ostrości połączone są ze skalą odległości za pomocą przekładni zwalniających (mniej więcej dwukrotnie), a potem mechanizmy prowadzą do systemów wewnętrznego ogniskowania. Sigma jest pod tym względem trochę bardziej oryginalna, gdyż dysponuje stosukowo rzadko używanym układem tylnego ogniskowania (RF – Rear Focusing), wykorzystującym do ustawiania ostrości tylny człon optyki. Również to obiektyw Sigmy jest bardziej wyrafinowany pod względem budowy wnętrza. Ma więcej soczewek (11 w porównaniu z 10 Nikkora), a w swojej kolekcji posiada jedną asferyczną i jedną niskodyspersyjną SLD. Natomiast Nikkora wykonano bez użycia jakiegokolwiek „szlachetnego” szkła. Z wewnętrznych mechanizmów obiektywów wspomnę jeszcze silniki autofokusa: oba ultradźwiękowe (SWM Nikkora i HSM Sigmy) – pracują równie cicho, ale szybkością działania lekko przeważa Sigma.
Poziomem winietowania przy otwartej przysłonie obiektywy nie zachwycają, jednak tak nieciekawe jak tu efekty zobaczymy jedynie na bardzo „złośliwych” motywach. Inna sprawa, że „winieta” jest ostatnio w modzie, więc te wyniki wielu będą wręcz cieszyły.
Wygląd nieostrego tła dla różnych przysłon przy kadrze amerykańskim. Tym razem w akcji Nikkor.
Jakość obrazu
„Studyjna” rozdzielczość, oceniana na zdjęciach kreskowych wzorków tablicy testowej, pokazuje lekkie, ale dobrze zauważalne różnice w działaniu konkurentów. Zdjęcia wykonane na Nikonie D3X, w przypadku Nikkora pokazują 2800 lph (linii na wysokości kadru) już od otwartej przysłony, i to zarówno w centrum, jak i na brzegu klatki. Wartość ta obowiązuje aż do f/11, ale przy maksymalnym przymknięciu f/16 dyfrakcyjne pogorszenie rozdzielczości jest jedynie symboliczne. Wartość przysłony nie ma więc dużego znaczenia dla „czystej” rozdzielczości, ale dla ostrości już tak. Powodem jest zaledwie dobry, a nie bardzo dobry kontrast obrazu przy otwartej przysłonie. Rośnie on wraz z jej przymykaniem i przy f/4-5,6 właściwie nie można mieć już do jego poziomu żadnych uwag. Sigma przy f/1,4 prezentuje nieco wyższy kontrast, a w centrum klatki równie wysoką rozdzielczość, ale wyraźnie przegrywa na brzegach, gdzie uzyskuje „zaledwie” 2500 lph. Przymykanie niewiele tu pomaga, gdyż nijak nie można uzyskać więcej niż 2600 lph, choć ta wartość pojawia się w szerokim zakresie przysłon f/2,8-11. Z tym że Sigma w pełni rewanżuje się w środku klatki, gdzie dla f/5,6-8 osiąga rewelacyjny wynik 2900 lph. Tak prezentują się wyniki na JPEGach. RAWy umożliwiają Sigmie uzyskanie 2900 lph w centrum kadru już dla otwartej przysłony, a na brzegach dla przymkniętej do f/5,6 i nieco silniej.
Zdjęcia wykonane Sigmą, przy dystansie ostrości około 1,5 m, dla kilku wartości przysłony. Ostrość ustawiana na lewe oko modelki. Głębia ostrości przy f/1,4, teoretycznie wynosząca około 2 cm, jest naprawdę bardzo nieduża. Ostro wyszły górne rzęsy i górna powieka, ale źrenica już niezbyt. Wraz z przymykaniem głębia zwiększa się powoli i nawet przy f/5,6 nie obejmuje prawego oka, choć rzęsy już tak. Na marginesie, ogniskowa 85 mm przy f/1,4 to optymalna kombinacja, jeśli chcemy pracować jak najmniejszą głębią ostrości. Jest ona bowiem wtedy płytsza niż dla 135 mm przy f/1,8, dla 200 mm przy f/2 albo w APS-C dla 50 mm przy f/1.
Szerszy plan w wykonaniu Sigmy. Pełen otwór przysłony obejmuje głębią całą postać, ale już niewiele więcej. Jednocześnie nawet f/5,6 nie daje ostrości aż do nieskończoności.
Natomiast Nikkor reaguje na pomoc surowego formatu mniej ochoczo. Przy f/1,4 różnica jest mało widoczna, ale – podobnie jak w JPEGach – od f/5,6 widać 2900 lph w całym kadrze. Oba obiektywy mają płaskie pole obrazu, o komach i astygmatyzmach w tej klasie sprzętu możemy zapomnieć, ale o aberracji chromatycznej już nie całkiem. W większym stopniu dotyczy to obiektywu Sigmy. Co prawda Nikon D3X dobrze sobie radzi z usuwaniem bocznej aberracji chromatycznej z JPEGów, jednak na zdjęciach z Sigmy pozostają słabe jej ślady w postaci szarych obwódek. Jeśli korzystamy z RAWów, to aberrację chromatyczną łatwo usuniemy, ale jeśli ogląda się nieskorygowane zdjęcia z obu obiektywów, to widać, że Nikkor jest w tym względzie trochę lepiej skorygowany. Natomiast już nie „trochę”, a znacznie lepiej wypada pod względem osiowej aberracji chromatycznej ujawniającej się w nieostrościach. Albo raczej mogącej się ujawniać, bo w tym nie ma wyraźnej reguły. W zależności od stopnia rozostrzenia i kontrastu, przewaga Nikkora może być wyraźna albo też ledwo zauważalna. O dystorsji właściwie nie ma co pisać, bo jest ona słabiutka: półprocentowa „beczka” w Nikkorze i niemal niezauważalna, 0,3-procentowa w Sigmie. Podobnie rzecz się ma ze zdjęciami pod ostre światło, kiedy to negatywny efekt da się zauważyć wyłącznie gdy światło pada tuż spoza kadru, a przysłona jest mocno przymknięta. Ale i wtedy Nikkor produkuje tylko poświatę przy brzegu klatki, a analogiczny efekt w Sigmie jest w zasadzie niezauważalny. Jak się jednak można było spodziewać, w kwestii winietowania wyniki nie są już tak wspaniałe. Zwłaszcza u Nikkora, który przy otwartej przysłonie ściemnia rogi klatki łagodnie, czyli płynnie, ale aż o 5/3 EV. Dość dużo, choć to obiektyw f/1,4, więc rzecz do wybaczenia. Zwłaszcza że przymykanie przysłony dość szybko likwiduje problem. Dla f/2 jeszcze nie, ale dla f/2,5 w zupełności. Natomiast próby wykorzystania w tym celu cyfrowej redukcji winietowania aparatu nie przynoszą tak dobrych rezultatów.
Wybrane fragmenty mocnych nieostrości w wykonaniu obu obiektywów, przy f/1,4. Sigma wykazuje zauważalnie silniejszą osiową aberrację chromatyczną, ale widać, że Nikkor też nie jest bez grzechu.
Dla otwartej przysłony włączenie maksymalnej intensywności redukcji Nikkorowi nie w pełni pomaga, ale w praktyce niedostatki korekty widać bardzo słabo. Natomiast Sigmie wystarcza nawet średnia intensywność korekty. Ale jej winietowanie jest słabsze, przy otwartej przysłonie lekko tylko przekracza 1 EV i ma przebieg jeszcze łagodniejszy niż u konkurenta. Wcale więc nie dziwi, że nawet bez używania cyfrowejkorekcji przymknięcie przysłony do f/2 załatwia sprawę.
Powyżej: Bez korekcji.
Poniżej: Maksymalna korekcja.
Próba usunięcia za pomocą redukcji winietowania Nikona D3X ściemnienia rogów kadru w idocznego przy otwartej przysłonie. Naprawdę w idocznego? No, coś t am widać, ale nawet ten motyw z dużą ilością średnich tonów uwidacznia mocne winietowanie Nikkora (5/3 EV) znacznie słabiej niż test studyjny, gdzie fotografowana jest równomierna szarość. I o ile tam sama korekcja winietowania nie dawała rady wadzie tego obiektywu, to w przypadku realnych motywów spełnia swoją rolę wystarczająco dobrze.
Werdykt
To wspaniałe portertówki, w każdej niemal dziedzinie trzymające bardzo wysoki i zbliżony poziom. Różnią się właściwie tylko niuansami, ale w tej klasie sprzętu to właśnie one decydują o wyborze jednego albo drugiego obiektywu. Nikkor bezapelacyjnie wygrywa rozdzielczością obrazu poza centrum kadru, choć akurat ten parametr przy portrecie nie jest szczególnie ważny. Jednak produkuje też słabszą aberrację chromatyczną, która w swej osiowej odmianie powoduje, że Sigma zajmujedrugie miejsce pod względem plastyki nieostrości. Wcale nie wypada tu ona źle, ale bokeh Nikkora jest naprawdę bardzowysokiej próby – a to w portrecie już się ceni. Z tym że w pozostałych konkurencjach tak dobrze nie ma. Silniejsza dystorsja i wyraźnie mocniejsze winietowanie to niewątpliwe wady nikonowskiej optyki, lecz nie są one dla mnie tak ważne jak miękkość obrazu w centrum kadru przy mocno otwartej przysłonie. To element bardzo ważny dla tych wszystkich, którzy f/1,4 chcą wykorzystać do fotografowania, a nie tylko do komfortowego kadrowania i ułatwiania pracy autofokusowi
W sumie wybór pomiędzy tymi obiektywami sprowadza się do decyzji: świetna plastyka, ale dla f/1,4 konieczność popracowania nad środkiem kadru w Photoshopie, czy też bezstresowe fotografowanie pełną dziurą, ale nieostrości na nieco gorszym poziomie. Trudna decyzja, jednak jest jeszcze jeden parametr, który może okazać się pomocny w jej podjęciu: cena. Za Nikkora trzeba zapłacić 7200 zł (tanie sklepy wysyłkowe), a na Sigmę wystarczy mieć w kieszeni dokładnie połowę tej sumy. Mocny argument, jak dla mnie bardzo przekonujący.
Tekst i zdjęcia: Roman Zabawa